Recenzja 1989

date: 19.12.2024
personal score: 3/5

Trudne poczatki rozruszania Polskiej sceny musicalowej.

Na spektakl szedłem po usłyszeniu wielu dobrych recenzji (choć głównie od znajomych, bo nie ma nie-historycznych recenzji w Polsce). Jeszcze przed rozpoczęciem było bardzo wiele “red flag”:

Od początku rzuca się w oczy autentyczna próba zrobienia dobrego musicalu - piosenki są oryginalne, połączone z niezłą choreografią i opowieścią historii bohaterów. Ale szybko staje się to tez męczące, bo zaczynamy opowiadać o takiej ilości postaci, ze ciezko nam się do nich przywiązać i kibicować konkretnym osobom. Autorom czkawką odbija się brak dystansu do opowiadanych wydarzeń: nie potrafią podjąć decyzji o pominięciu scen i postaci, które mają historycze znaczenie, ale utrudniają odbiór musicalu (Krzywonos, Borusewicz). W tym kontekście, dominująca forma hiphopu wydaje się bardziej sposobem na wypowiedzenie większej ilości słów niz zabawą stylem muzycznym. Niestety nie jesteśmy wstanie pozbyć się patosu z aktorstwa. Większość fraz jest wypowiadanych ze grymasem bólu na twarzy i w tonie nauczyciela tłumaczącego uczniom Kamienie na Szaniec.

I gdy juz się wydaje, ze jednak w Polsce to w teatrze trzeba cierpieć, dostajemy kilka świetnych scen, które pokazują ze mozemy tez się dobrze bawić - debata Wałęsy, odbiór nobla, rozmowy w Magdalence. Chwilo trwaj, mamy wreszcie pasującą formę muzyczną (hiphopowa debata Wałęsy), dobry polski humor (fantanstyczny gdy oryginalny) i chwytliwe piosenki. I w tym słoiczku miodu jest jednak łyzka dziegciu, bo uwazam ze mozna było z większą ambicją podejść do strony muzycznej. Widać to było podczas sceny w Magdalence, gdy ok 15 postaci tańczyło w tle i tylko jedna aktorka świetnie śpiewała bardzo zabawną, folklorową piosenkę. Prosiło się o zaangazowanie wielu aktorów w śpiew i tworzenie harmonii na wiele głosów. Podobnie podczas jednej z ostatnich scen, gdy Kuroń siedzi na krześle (siedzenie na krześle jako całość scenografii pojawia sie w wielu scenach, szkoda) i rapuje. Bardziej odpowiednią formą była tam melodyczna ballada, która złamałaby najtwardsze serca.

1989 to nie jest polski Hamilton, ani nie powinien być. Jest raczej puszczeniem oczka do fanów Hamiltona - sceny Jaruzelskiego i Kwaśniewskiego są więcej niz nawiązaniami do Króla Grzegorza i Aleksandra Hamiltona. I nawet w nich jest spory rozrzut jakościowy. Forma przedstawienia Jaruzelskiego jest przykładem jak źle działa przekalkowanie scen Amerykańskich na Polskie a cała postać Kwaśniewskiego wręcz przeciwnie - bawimy się wariacją znanej piosenki, dodajemy polski humor, dobre aktorstwo i dostajemy świetnego, typowo musicalowego bohatera.

Indywidualnie najbardziej zapadły mi w pamięć występy Karoliny Kazoń (Danuta Wałęsa), Magdaleny Osińskiej (Grazyna Kuroń), Julii Latosińskiej (córka Frasyniuka) i Antka Sztaby (Kwaśniewski). Wielu aktorów nie mogło pokazać swojego kunsztu bo grali albo krzyczenie na demonstracjach albo cierpiący hiphop.

Całość ogląda się dobrze z zastrzezeniem ze znasz tę historię i przychodzisz przezyc ją jeszcze raz. Ale jakbym nie wiedział o co chodzi, to bym dalej nie wiedział o co chodzi. 1989 to bardziej hiphopowy dziennik walki z komunizmem niz opowieść o niej. Jest to muzyczna i teatralna propozycja dla tych, którzy w teatrze chcą się dobrze bawić a nie cierpieć przez niezrozumiałe i “przeartystowane” meandry współczesnych sztuk. Jezeli z popularności 1989 wyciągniemy dobre wnioski to być moze Polska scena musicalowa dostanie pozytywnego kopa.